
Rok 2022 zaczął się dla mnie dobrze, przynajmniej erpegowo. Siedem sesji (z czego sześć poprowadzonych), wydałem kolejnego erpega, a poprzednie dalej się pobierają. Plus jedna kampania faktycznie mi wychodzi i szybko jej nie zakończymy. Zaliczyłem także dwie sesje „face-to-face”, co dla mnie zawsze jest odmianą, gdyż praktycznie wszystkie sesje gram online. Cztery erpegi: Knave 2e, October Rust, The SCUP, Urban Shadows 1e.
Tak, dalej głównie sam organizuję sobie hobby.
Sprawy wydawnicze
Przede wszystkim wypuściłem Komodo & Underground. Dotąd pobrało się to 40+22 razy, pięciokrotnie ktoś mi zapłacił (tryb sprzedaży PWYW, cena sugerowana $1.20) i to więcej, niż poprosiłem. Gra zarobiła 14.40 dolarów. Uważam ten wynik za całkiem dobry, jak na w sumie minierpega paragrafowego o stosunkowo niskiej regrywalności…
Reszta rzeczy też się pobiera, sprzedaje też (ale słabo):
- October Rust: +2 sprzedaże (oraz +1 pobrania „Community Copies”)
- Vials of Mercury (dodatek): +2 sprzedaże
- Seal of Approval: +7 darmowych pobrań
- October Fiasco: +6 darmowych pobrań
Swoją drogą, „October Fiasco” dobiło do 100 pobrań, zaś „Seal of Approval” przekroczyło 50 pobrań głównego, kolorowego pliku (do nich dorzucam 14 pobrań wersji czarnobiałej).
Innymi słowy, jest sens, abym wypuszczał rzeczy za darmo lub chociaż w trybie PWYW (do 2 dolarów). Coś, co ma nie więcej niż 1500 słów lub kilka stron. „Komodo” liczy około 1020 słów, ściśnięte na jednej stronie…
Prawdopodobnie powinienem też w końcu zacząć pisać drugi dodatek do „October Rust”; przynajmniej do szuflady. Niemniej jednak po Konline (zgłoszona prelekcja oraz sesja) oraz tym dodatku prawdopodobnie wycofam się już z tej gry/projektu. Po 3,5 miesiącach nawet nie zgarniam feedbacku, o który sam wprost nie poprosiłem. Zazwyczaj jak coś tworzę i ma podobne rezultaty (brak reakcji z zewnątrz), to uważam, że:
- W najgorszym razie, to krapiszcz.
- W najlepszym razie, to przeciętniak, który nie jest atrakcyjny (nie to co foczki czy gra o smoku).
Jeżeli się mylę, to rzeczywistość musi mi to pokazać, bo jak dotąd tego nie robi. Muszę być bezwzględny dla własnej twórczości.
Sprawy erpegowe
Podzieliłem tę sekcję na dwie części: granie „face to face” (IRL) oraz granie kampanijne (online).
Granie IRL
Obie sesje rozegrane zostały z okazji „Czasu na Przygodę”, który został wznowiony w formule fizycznej i odbywa się co dwa tygodnie. Ostatnio wymagają nawet Covid Pass.
Jedyna sesja jako gracz to sesja w Knave 2e. Czułem, że gram w OSR (to dobrze), szykowałem się na OSR, czyli ostrożne granie, myśleniem jako gracz w trakcie interakcji z fikcją oraz traktowanie postaci wyłącznie jako zestawu ekwipunku (oraz dźwigni do robienia rzeczy). Sama sesja polegała na zwiedzaniu okolicznych ruin krasnoludzkich w Księstwach Granicznych (sami wybraliśmy lokalizację na mapie). W praktyce, wyszła z tego próba wyciągnięcia skarbów przy nieustannej ucieczce przed skavenami. Wszystkie pięć postaci graczy przeżyło, skarb także został wyniesiony.
Druga sesja to prowadzenie przeze mnie October Rust. Miało być czterech graczy, przyszło trzech, bo czwarta osoba zgłosiła, że nie przyjdzie z powodu gorączki. Szanuję. Jak na to, że dla wszystkich uczestników moja sesja była dopiero drugim czy trzecim wyborem, wyszło nieźle. Zagraliśmy klasyczną opowieść o zwalczaniu demona Wielkiej Niedźwiedzicy, która zahipnotyzowała wieś Neudorf (otoczoną mrocznym, czerwonym lasem) i chciała wszystkich mieszkańców zamienić w misie (gdyby dotarli do ruin zamku). Wszystko to improwizowane podczas prepu przygody! Wszyscy też przeżyli, ale byli na skraju Doom Clock („wrzesień”, każdy z nich wyjawił swój Grzech). Brak chęci do poświęcania swojej postaci sprawił, że na jedno z pytań Epilogu odpowiedziałem ja. Wieś uratowana, ale odtąd jakiś niedźwiedzi duch nęka wszystkie stodoły w Neudorf, przez co nie da się hodować zwierząt…
Mam wrażenie, że czuję się bardziej przytłoczony, ograniczony bodźcami społecznymi, podczas grania na żywo. Trudniej mi jest grać kimś zupełnie innym niż ja (w Knave, grałem łowczynią Leną, grubo po trzydziestce). Trudniej mi jest skłonić siebie do bardziej ekspresyjnych zagrań. Nie chodzi mi o aktorstwo, ale o skłonność do mocniejszego uderzania fikcją, mniejszą ugodowość oraz przyjmowanie postawy „niech pójdźmy dalej z sesją, nie przejmujmy się tym detalem”. Zwłaszcza ostatnie nie jest pożądane, kiedy chce się poprowadzić coś spoza cieplutkiej strefy komfortu.
To, plus pierdyliard drobiazgów organizacyjnych (drukowanie materiałów, siedzenie w miejscu publicznym, poczucie lekkiej tremy) sprawia, że zastanawiam się, czy w ogóle jest sens prowadzić kolejne jednostrzały „na żywo”. Jednostrzały mogę prowadzić online; bez drukowania, w wygodniejszych warunkach. Zaczynam coraz bardziej cenić sobie wartość czasu, który przeznaczam na wyjście na miasto, na te 5 h (licząc dojazdy)…
Z ciekawostek, jedyna osoba, która miała problemy z kreatywnością podczas sesji w „October Rust” to była ta, która była bardziej doświadczona z erpegami. Pozostałe osoby nie miały z tym problemu:
- Druga osoba ostatnio grała sesje RPG dawno temu, w pierwszych latach studiów oraz w liceum.
- Dla trzeciej osoby była to pierwsza sesja RPG.
Granie kampanijne online
Dwie kampanie. Pierwsza idzie dobrze, druga zdążyła się rozpaść.
- Rozpadła się ta w Urban Shadows 1e, po trzech sesjach. I tak mieliśmy grać maksymalnie dwie sesje w miesiącu i to nieregularnie. Nie byłem przekonany, że dotrwamy dalej niż do 5-6 sesji…
- The Sword, The Crown and The Unspeakable Power liczy sobie już 8 sesji! Dopiero co zaczęliśmy rozmawiać o perspektywie domykania kampanii, póki co jeszcze się na to nie zanosi. Pierwsze fale intryg przechodzą za nami, gracze zmieniają swoje plany w skali „co 3-4 sceny”.
Wspomnę coś o kampanii w The SCUP. Otóż ta gra mocno oddaje to, jak bardzo potrafi zmieniać się dynamika wpływu jednej postaci na drugą. Jak bardzo trójka postaci wpływa na siebie. Nasz Black Hood ciągle jest nieuchwytnym asasynem, któremu co prawda nie wszystko wychodzi (bycie posłusznym swojemu patronowi NPC zaczyna rozbiegać się z jego własną agendą), ale pozostała dwójka postaci graczy wciąż nie znalazła na niego sposobu. Z kolei relacja patronacka „Beloved -> Voice” jest nadwątlana tym, że Voice już znalazła sobie drugiego Patrona. Beloved zdaje się być „Tokenem” tej kampanii, którego chce użyć lub zabić każdy PC lub NPC…
Staram się w to wciskać wpływ Zagrożeń na świat przedstawiony, lecz ze względu na krótkie sesjei (średnio 170 minut) nie zawsze znajduję na to miejsce jako MC. Nie zamierzam też wprowadzać własnej „fabuły”, może to dlatego?
Blog & Patronite
Jeden wpis mi się udał, jeśli chodzi o popularność, mianowicie lista erpegów napisanych przez Polaków po angielsku, Liczyłem też na to, że wersja angielska także chwyci, co wyszło jednak średnio. To, plus raczej słabe wyniki pozostałych wpisów sprawiły, że za styczeń ’22 mam tylko około 850 odwiedzin…
Przykład choćby ostatniego raportu z sesji w Urban Shadows 1e pokazuje, że dalej nie potrafię tak zadbać o zapis oraz formę, aby wpis dał radę więcej niż 8d3 wyświetlenia.
Patronite trzyma się, w porywach mam do siedmiu patronów oraz 80 zł/miesięcznie. Jest spoko, zastanawiam się nad poszerzeniem swojej oferty. Choćby jaki dać wyższy próg (16 lub 20 zł). W obecnych warunkach lokalowych będę walczyć z pogłosem, ale wciąż pamiętam o pomyśle na podcasty z wersji głosowej tekstów na blogu (o teorii RPG).
Ten tekst powstał dzięki wsparciu: Jędrzej Śmietański, Aleksandra Sontowska, Jakub Kucharzewski, Erpegowe Piekiełko, Sebastian Żarnowski i Michał Laskowski. Dziękuję!