Nowy rok, nowy… cykl blogowy. Zdecydowałem, że będę co miesiąc przedstawiać swoją aktywność łuczniczą. Ważne momenty, rezultaty zawodów, inne kamienie milowe. Statystyki też jakieś będą, ale felietonistyki więcej.
Okres Grudzień-styczeń to między innymi zawody korespondencyjne oraz ostatnie halowe w sezonie (no dobra, Liga Centralna również). Wydawałoby się, że zima to kiepski sezon na łucznictwo (przynajmniej terenowe), aczkolwiek zimą i tak da się strzelać. Co więcej, zmiany klimatyczne w mazowieckiej części świata trochę „pomogły” w wydłużeniu sezonu łuczniczego do co najmniej 10 miesięcy (jeśli nie całego roku, z krótkimi przerwami). Przyznam, że dla mnie jedyne wyzwania zimą to niski czas nasłonecznienia (ograniczony czas na strzelanie w terenie) oraz mróz który przeszkadza w palce…
Rezultaty korespondencyjne
Na sam styczeń przypadły rezultaty zawodów korespondencyjnych (oficjalnie strzelałem na nie 29 grudnia), więc uiszczam je poniżej:
- „W sylwestra strzelam tylko z łuku” 2025 – 27. miejsce/43; 80 pkt/125
- Świąteczna Draka z Brygadą Vrihedd – 3. edycja – 5. miejsce/21; 329/440
[Strzelanie w kategorii Traditional-Hunter]
Oba zawody polegały na strzelaniu do jednej tarczy, z jednej odległości. O ile „W sylwestra” polegało na punktowanie z 25 metrów do tarczy FITA 80 cm, to „Draka” miała specjalną coroczną 80 cm tarczę z bombkami i gałązkami/listkami. Bombki – 10 pkt, zieleń – 8 pkt, reszta – 5 pkt (trafienie w logo organizatora, 0 pkt). Odległość 20 m dla „Draki”.


Jak widzicie wyżej, nie trzeba było mieć jakiegoś rewelacyjnego skupienia, aby wyciągnąć 38 pkt z 40 pkt. Łącznie, jedenaście razy po cztery strzały. Mimo tego, że strzelałem trochę nierówno i „w kratkę”, do zwycięzcy i tak zabrakło mi raptem 19 pkt. OK, zapewne część osób nie wysyłała wyników z rozmaitych powodów. To wciąż zawody korespondencyjne, czyli „na słowo honoru”. Niemniej, niezależnie jakie miejsce bym zajął, uznaję ten rezultat 329 pkt (74,77%) za satysfakcjonujący.
Sparingi klubowe WKŁ
Wraz z początkiem nowego roku, u mnie w Warszawskim Klubie Łuczniczym zarządzono wewnętrzne zawody treningowe, które mają odbywać się przynajmniej raz w miesiącu. Formuła: przynajmniej kilkanaście figur 3D oraz uzupełniająco, „płaskorzeźby-imitacje” 2D. W styczniu odbyły się aż dwa treningi: już 4 stycznia, a potem 25 stycznia. Zasady: po dwa strzały na stanowisko, punktacja 10-8-5-0.
Sparing #1 – 4 stycznia 2025

Strzelaliśmy do 16 celów 3D oraz 16 celów 2D, w śnieżnej słonecznej aurze. Było zatem 640 pkt do zdobycia. Zebrało się nas szesnastu; w mojej kategorii sprzętowej siedmiu. Nie ukrywam, że przez połowę tego sparingu przeszkadzał mi mróz w palcach. Tak to jest, jak się ma prawie gołą prawą rękę (tylko z rękawiczką łuczniczą)…
Uzyskałem rezultat 229 pkt (na 640). Dało mi to 5. miejsce na siedem. Czy to dobry rezultat? Powątpiewałbym, dwóch najlepszych z klubu przekroczyło średnią 10 pkt na stanowisko. Parę tygodni wcześniej przeszedłem ścieżkę łuczniczą w formule „dwóch strzał na cel” i wtedy uzyskałem co najmniej średnio punkt więcej na stanowisko. Mogę więc traktować ten wynik jako „dolny zasięg swojej formy”. Oczywiście to trudno zmierzyć, ponieważ ścieżka łucznicza domyślnie jest trudną trasą, zaś wg tej formuły zasad, trzeba dwukrotnie strzelić w „strefę” figury (największy krąg na figurze), aby mieć dużo, mianowicie 16 pkt. Mróz oraz kombinowanie jak nie poślizgnąć się w trakcie strzelania tez nie ułatwiały mi skupiania się na strzelaniu.
Sparing #2 – 25 stycznia 2025
Strzelaliśmy do 17 celów 2D, a nie 16, zatem łącznie do 33 (licząc te 3D). Pogoda była cieplejsza niż 4 stycznia (w porywach do 8 stopni). Brak śniegu, lodu. Prawie jak wczesna wiosna.
Mój rezultat to 230 pkt (na 660). Bardzo podobnie niż poprzednio, w sumie minimalnie gorzej. Byłem ostatni na siedmiu w mojej kategorii sprzętowej. Może dwa treningi w dniu poprzednim (lekkie zakwasy po niemal 350 strzałach wystrzelonych w piątek) zaszkodziły? Albo bardziej humorystyczna atmosfera w grupie w której strzelałem, rozpraszała mnie? Prawdopodobnie oba czynniki sprawiły, że nie miałem tych 240+ punktów…

Praktyka RobinHooda
Uzupełniam swoją praktykę łuczniczą w hali w strzelnicy klubu Robin Hooda, kiedy jest za ciemno, w dniach roboczych. To strzelanie z 16 metrów do tarczy. Mniej ekscytujące aniżeli strzelanie na świeżym powietrzu oraz unikanie upadku do fosy, ale to też potrzebny trening. Co więcej, dzięki temu mam styczność z innym towarzystwem łuczniczym: zorientowanym wokół stylu olimpijskiego.
Poza tym, strzelanie do tych samych tarcz, z tej samej odległości, pozwala na jakieś miarodajne porównywanie swojej formy.
Staram się zakwalifikować to rund tamtejszych tzw. „Zawodów o Wielką Nagrodę Robin Hooda Łuk Tradycyjny”. Formuła to cztery rundy właściwe, każdą z nich rozgrywa 10 osób najlepszych z eliminacji do każdej rundy. Póki co, za edycję roku 2024 odbyły się dwie rundy i dwukrotnie nie udało mi się zakwalifikować. Ma się dwie rejestrowane próby, aby móc próbować przejść eliminacje (liczy się lepszy wynik z dwóch). Do „Drugiej Rundy” (listopad-grudzień 2024) zabrakło mi raptem siedmiu punktów…
Dlatego też, 10 stycznia 2025 wystrzelałem swoją pierwszą próbę na „Trzecią Rundę”. Uzyskałem wynik 389 pkt/600. Jest lepiej niż poprzednio. Jest lepiej niż kiedykolwiek. Udało się nie mieć ani jednego pudła, ale przede wszystkim, moje strzelanie wyszło tak, jakbym miał niefortunny strzał, kiedy nie trafiłem przynajmniej w „niebieskie” (5+ pkt). Jak na poniższych zdjęciach i ilustracjach:



O ile ostatnie zdjęcie (po 60 strzałach) mniej to pokazuje, to na wzorcach dyspersji per runda (30 strzał) wciąż widać, że jednak mam błąd przesunięcia skupienia na lewo-dół. Z drugiej strony, mam wrażenie że próba badawcza per wzorzec (30 strzał) jest mała, więc mocniej widać wpływ tzw. „zerwanych strzał”. Jak widzicie na pierwszej ilustracji, tylko jeden strzał (ten na samym dole) był jednoznacznie zerwany (niedociągnięcie, zbyt wczesne wypuszczenie strzały). Na drugiej ilustracji, do poważnych błędów doszło tylko dwukrotnie, w lewo i na lewo-dół. To daje średnią „1 zerwaną strzałę na 20”. Nie jest to tak częste jak się obawiałem, ale też zdecydowanie za często, aby mówić, że „zdarza się to rzadko”. Na zawodach w strzelanie z 18 cm do tej samej tarczy, każdy z tych strzałów byłby pudłem (0 pkt, miss)…
Jakby ktoś się pytał, „Łuk Tradycyjny” (w praktyce, olympic barebow, traditional hunter oraz wszystkie faktycznie tradycyjne kategorie, razem w jedno) strzela do tarczy 40 cm z 16 m.
Kilka słów na koniec
W styczniu ’25 spędziłem 9200`0 minut na strzelaniu z łuku, wystrzeliwując 1409 strzał.
Swoją drogą, w dniu Sparingu #2 (tuż przed samą konkurencją), wypróbowałem przyniesione łuki wschodnie. Strzelałem techniką śródziemnomorską, „po swojemu”. Zachwyciło mnie to, jak miękko się naciąga te łuki; bardziej i przyjemniej, niż mój obecny łuk. A to były naciągi 35-39 funtów. Chociażby sprawdziłem, jak mi się strzela z chińskiego łuku wschodniego (tego z najdłuższymi ramionami). Jakbym nie zbierał pieniędzy na coś poważnego na najbliższe pół roku, to prawdopodobnie nawet bym kupił tego „chińczyka” za 1750 zł.
W chwili pisania tej notki blogowej, jestem zdecydowany, aby kupić sobie właśnie tego typu łuk wschodni. Strzelałbym dalej ze strzał karbonowych (czyli kategoria TR-Hunter), ale jeśli by mi podpasowało, później przerzuciłbym się na drewniane strzały. To, że jest to łuk wschodni, nie oznacza że musiałbym koniecznie strzelać z zekiera. Sam łuk to model z Bogar Archery.